sobota, 9 listopada 2013

Poeksperymentujmy na społecznych odpadach


Jedna z czytelniczek bloga odkopała leciwy tekst Szczury laboratoryjne, umieszczając pod nim komentarz o treści, która przez gros osób może zostać odebrana jako mocno kontrowersyjna:

Nie rozumiem jednak dlaczego nie tworzymy klonów ludzkich do eksperymentów? Albo dlaczego nie eksperymentujemy na odrzutach społecznych? Ciągle kwestie klonowania są w kategoriach holocaustu naukowego, podobnie jak zabijanie nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie - a mnie tymczasem wcale takie rzeczy nie mierżą. Nie mam nic przeciwko aborcji, eugenice, eutanazji i in vitro. Niech niepotrzebne jednostki poświęcą się dobru ogółu.
Jeśli mam wybierać czy szampon do włosów będzie testowany na króliku czy na jakimś zboczeńcu, nie mam żadnych wątpliwości - wykorzystajmy zboczeńca. Po testach na szampon - rąbnijmy jego głową o stół, rozetnijmy rdzeń kręgowy i szukajmy zła czy tam genu zboczoności dla dobra ludzkości.

Ciekawostka na początek: takie doświadczenia, z udziałem elementu społecznego różnego pokroju, miały już miejsce w historii. W czasie gdy społeczeństwa państw alianckich emocjonowały się procesami zbrodniarzy hitlerowskich w Norymberdze, naukowcy za oceanem praktykowali kontrolowane zarażanie więźniów syfilisem. Amerykańskie badania nad penicyliną z lat '40, były bulwersujące tym bardziej, że obiekty doświadczalne obierano według kryterium narodowościowego. Porcję świeżych krętków otrzymywali więc nie obywatele USA, a imigranci na czele z Gwatemalczykami.

Pomijając kwestie amerykańskiej hipokryzji: czy testy prowadzone na żywych ludziach, nadają się jednoznacznego potępienia? Czy trzeba je traktować jako immanentną cechę systemów totalitarnych?

Mamy tu do czynienia z pytaniem o moralność. Dla mnie, jest to również niezwykle ważne pytanie o istotę i zakres praw człowieka. Obecnie, prawdopodobnie wszystkie systemy prawne cywilizowanych państw świata, kategorycznie wyłączają opcję doświadczeń na ludziach wbrew ich woli. Wystarcza do tego obecna w niemal każdej konstytucji i większości konwencji międzynarodowych klauzula zapewniająca jednostkom godność osobistą (art. 30 w Konstytucji RP). Stąd też, dopóki nie nastąpi kryzys na miarę II Wojny Światowej, wszelkie rozważania na ten temat stanowią czyste teoretyzowanie.

Jeśli musiałbym wyrazić własną opinię... ostrożnie przyznałbym rację autorce komentarza. Moje poglądy na prawa człowieka oraz ogólnie pojmowane człowieczeństwo nieco odbiegają od powszechnej doktryny i nie chciałbym ich tutaj propagować. W najogólniejszym zarysie, uważam że niektóre osoby w drodze autonomicznie podejmowanych decyzji, z własnej woli mogą się wyrzec człowieczeństwa. Kiedy słyszę o jednostkach popełniających najgorsze zbrodnie, nie mając przy tym nawet jasno uzasadnionego celu i motywu; nie pojmujących swoich własnych działań i ich konsekwencji – trudno mi myśleć o nich jak o innych ludziach. Każdy popełnia błędy, ulega agresji i emocjom. Ale pomyślmy o kimś wbijającym przechodniowi siekierę w plecy za krzywe spojrzenie, albo gwałcącym i brutalnie mordującym spotkaną dwunastolatkę. Nie potrafię sobie wmawiać, że ktoś taki wykształcił w sobie cechy pozwalające go zakwalifikować do gatunku człowieka rozumnego.

Tyle jeżeli chodzi o ideę. W praktyce musimy pamiętać o ważnym kontrargumencie; tym samym, który jest często stawiany w opozycji do kary śmierci. Nikt nie zagwarantuje, że więzień, którego właśnie pozbawiamy przymiotu godności, a być może także zdrowia, rzeczywiście jest winny swojej zbrodni. Pomyłki w zakresie wykonywania kary śmierci lub dożywotniego pozbawienia wolności zdarzają się bardzo rzadko – ale jednak. Z tego też powodu, o ile sama koncepcja doświadczeń na skazanych mnie przekonuje, o tyle pod ustawą wprowadzającą ją w życie prawdopodobnie bym się nie podpisał.

Jest jeszcze jeden problem. Gdzie przeprowadzić granicę między więźniami, na których eksperymenty byłyby dopuszczalne, a tymi, których godności naruszać nie wolno? Łatwo powiedzieć – "testujmy na zwyrodnialcach" – a trudniej zdefiniować kim ów zwyrodnialec jest. Dla mnie sama wysokość wyroku nie byłaby wystarczającym determinantem. Czasami różnica między degeneracją dwóch osób skazanych na podobny wyrok może być kolosalna.

Na koniec chciałbym się odnieść do poruszonej w komentarzu kwestii klonów. Upraszczając sprawę, mógłbym napisać – "ludzki klon to po prostu człowiek i nie ma usprawiedliwienia dla przeprowadzania na nim doświadczeń" – bo tak uważam. Ciekawiej się robi, gdy do dyskusji wrzucimy problem klonowania częściowego. Pojedyncze komórki? Żaden problem. Sklonowana tkanka? Podobnie. Ale co w hipotetycznej sytuacji wyhodowania całego ludzkiego ciała, pozbawionego jedynie mózgu? Nic nie czuje, nie posiada wspomnień i żyje przy pomocy aparatury. Eksperymentujmy! Ale jeśli zezwolimy na testy na takich "skorupach", to dlaczego nie na dzieciach dotkniętych bezmózgowiem?

Uwaga – drastyczne!

Nie znam odpowiedzi na pytanie, w którym miejscu kończy się moralność. Wiem na pewno, że kiedy narodzi się w pełni wykształcony ludzki klon, nie powinien być traktowany w sposób odmienny od "oryginalnych" (?) ludzi. Niezmiernie mnie ciekawi, czy zanim do tego dojdzie, klony nie będą najpierw musiały przebyć drogi podobnej do tej, jaką pokonali w przeszłości czarnoskórzy niewolnicy.

A jak Wy uważacie? Pozwolilibyście na testowanie leków lub środków higienicznych na "odpadach społecznych" tudzież ludzkich klonach?


niedziela, 6 października 2013

Fizyka made in Poland cz.2


Żaden z poniżej wymienionych fizyków nie został uhonorowany nagrodą Nobla, ale niektórzy z czystym sumieniem mogliby ją otrzymać. Zabrakło środków, siły przebicia, może po prostu szczęścia. Jednak bez względu na odznaczenia, warto wiedzieć o niektórych sukcesach rodzimej nauki.

Zapraszam na kolejną porcję uczonych, którzy pokazali, że Polak potrafi.

Pionier holografii


Nie tylko naukowiec, ale również wizjoner i wynalazca. Wśród projektów Mieczysława Wolfkego znajdował się system przesyłu obrazu za pomocą fali elektromagnetycznej coś co moglibyśmy nazwać pratelewizją. (Co ciekawe, pierwszy działający prototyp telewizora, tzw. telektroskop, jako pierwszy skonstruował inny Polak Jan Szczepanik.) Większą wagę należy przywiązywać do późniejszego projektu Wolfkego, tj. pionierskiego teoretycznego opisu uzyskania hologramu. Niestety dla naszego uczonego, splendor w postaci nagrody Nobla przypadł Węgrowi Dennisowi Gaborowi, który kilkadziesiąt lat później udoskonalił i zrealizował nowatorski koncept Wolfkego.

Z motyką na kwanty


Michał Gryziński to uczony o prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjnych poglądach z pośród przedstawionych. Jak sam pisał w swojej książce "Sprawa Atomu": Postaram się zrelacjonować czytelnikom istotę argumentów, świadczących o konieczności rewizji istniejących poglądów na temat pojmowania mikroskopowego świata. W ten sposób, na przekór panującym teoriom, Gryziński rzucił rękawicę mechanice kwantowej i skonstruował własny model atomu. Mikroświat miałby być pozbawiony koncepcji (czy też mistyfikacji jak brutalnie twierdził) Heisenberga i Schrödingera, a możliwe do konkretnego zlokalizowania elektrony jak gdyby spadać (swobodny spadek) i odbijać się od atomowego jądra. Naukowiec miał wielkiego pecha: nie dość, że teoria sama w sobie była szokująca, to jeszcze została zaadaptowana do wielu teorii spiskowych, przez co nie potraktowano jej w środowisku zbyt poważnie.

Polak w ekipie Oppenheimera


Również w naukach matematycznych udało się zabłysnąć Polakom. Szczególnym autorytetem cieszyła się tzw. lwowska szkoła matematyczna. Jednym z jej najciekawszych przedstawicieli był Stanisław Ulam, który bujną karierę rozpoczął bardzo wcześnie: pierwsze prace naukowe zaczął publikować jako nastolatek, a w wieku 20 lat zapraszano go już do dyskusji organizowanych przez legendarnego prof. Stefana Banacha, odbywających się w Kawiarni Szkockiej. Jeszcze przed wojną Ulam wyjechał do USA, gdzie zwiedził kolejno uniwersytety Princeton, Harvard i Medison, oraz nawiązał bliską współpracę ze wybitnym matematykiem Johnem von Neumannem. Do tego zestawienia Stanisław Ulam trafił jednak przede wszystkim, jako polski akcent Projektu Manhattan. Przebywając w laboratorium Los Alamos, pracując nad problemem powielania neutronów, naukowiec po raz pierwszy zajął się praktyczną fizyką i wniósł wkład w konstrukcję bomb jądrowych.

Odkrywca nowych światów


Jak przystało na absolwenta Uniwersytetu Toruńskiego, nazwisko Aleksandra Wolszczana jest kojarzone głównie z astronomią. Na swoje największe sukcesy musiał poczekać jednak aż do wyjazdu zagranicę i uzyskania dostępu do największych obserwatoriów. W roku 1992 w "Nature" pojawiła się wiadomość o przełomie w badaniach kosmosu: ekipa prof. Wolszczana udowodniła, iż obserwowany pulsar PSR B1257+12 posiada układ planetarny, tym samym weryfikując ważną tezę o istnieniu planet poza naszym Układem Słonecznym. Po raz drugi w historii torunianin udowodnił, że Słońce nie jest żadnym unikatem w skali uniwersum. Wypatrywanie systemów planetarnych szybko stało się jedną z najbujniej rozwijających się dyscyplin astronomicznych. Jako, że poza Wolszczanem, swoje cegiełki dołożyli tu również m.in. Bohdan Paczyński i Andrzej Udalski (patrz program OGLE) niektórzy mówią nawet o istnieniu polskiej szkoły poszukiwania egzoplanet.

Badacz rozbłysków



Bohdan Paczyński bez wątpienia należał ekstraklasy światowej astrofizyki ubiegłego wieku. Profesurę uzyskał w wieku 34 lat, wkrótce został najmłodszym członkiem PAN, a w latach '80 opuścił Uniwersytet Warszawski na rzecz Princeton, gdzie po kilku latach objął kierownictwo nad katedrą astrofizyki. W Stanach Zjednoczonych uczony zajął się badaniami nad ewolucją gwiazd. Jego uwagę zwróciły bardzo tajemnicze, kilkusekundowe błyski o wysokich energiach, nazywane rozbłyskami gamma. Ilości promieniowania jakie rejestrowano sugerowały, że owe zjawiska mają swoje źródło stosunkowo blisko Ziemi. Paczyński zdecydowanie przeciwstawił się tej hipotezie, twierdząc że mamy do czynienia z potężnymi eksplozjami o gwiazdowym rodowodzie, obserwowanymi z odległości milionów lat świetlnych. Teoria ta zyskała powszechne poparcie i jak dotąd wydaje się poprawna, a Polak stał się jednym z największych autorytetów w tej dziedzinie oraz kandydatem do nagrody Nobla. Pod koniec swojego życia, Paczyński poświęcił się pracy nad ważną metodą obserwacyjną mikrosoczewkowania grawitacyjnego. Program OGLE, który zainicjował, nadal działa i przysłużył się zarejestrowaniu wielu supernowych oraz odkryciu nowych planet pozasłonecznych.


Polska fizyka nie wypada tak źle jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Poza wymienionymi naukowcami byli też inni: Tadeusz Godlewski, Aleksander Jabłoński, Jerzy Spława-Neyman, Janusz Groszkowski, czy Władysław Natanson.  Dwaj uczeni Wolszczan i przede wszystkim Paczyński – mieli realne szanse na nagrodę Nobla. Pech chciał, że cenne odkrycia astronomiczne od kilkunastu lat pozostają w cieniu innych dyscyplin fizycznych, zwłaszcza tych dotyczących mikroświata. Z tego powodu, nadal musimy się zadowolić wyróżnieniami madame Curie, sprzed ponad wieku.


czwartek, 3 października 2013

Fizyka made in Poland cz.1


Najlepsze polskie uczelnie Uniwersytet Warszawski oraz Uniwersytet Jagielloński mogą liczyć co najwyżej na miejsca w trzeciej lub czwartej setce ogólnoświatowych rankingów. Od wielu dekad praktycznie nie mamy naukowych powodów do dumy. Kopernik żył pięć wieków temu, a Skłodowska zapisała się w historii jako francuska profesor Sorbony. 

Jednak mimo wszechobecnej akademickiej degrengolady, w ostatnim stuleciu trafiło się również kilka pozytywnych akcentów. Nie było ich wiele większość godnych zapamiętania uczonych żyła dawno lub daleko od ojczyzny ale udowodnili oni, że Polska niekoniecznie musi być kojarzona z naukową pustynią.

Skroplili tlen


Para wykładowców Uniwersytetu Jagiellońskiego Karol Olszewski i Zygmunt Wróblewski spędziła długie lata na interesującym zadaniu: sprowadzania spotykanych w przyrodzie gazów do stanu ciekłego. Podobno praca profesorów nie należała do najbezpieczniejszych, a zabawa z wysokimi ciśnieniami i mieszankami gazów doprowadziła do kilku groźnych wybuchów. Ryzyko się jednak opłaciło. Począwszy od roku 1883 Olszewski i Wróblewski, jako pierwsi na świecie skroplili tlen, niedługo później azot a w przyszłości również metan, argon oraz dwutlenek węgla. Odkrycia nie pozostały bez praktycznego znaczenia wystarczy sobie przypomnieć choćby chłodnicze zastosowania ciekłego azotu.

Mistrz entropii


Na początku ubiegłego stulecia, nazwisko rektora UJ Mariana Smoluchowskiego cieszyło się międzynarodowym uznaniem. Smoluchowski był przede wszystkim autorytetem w dziedzinie badań nad entropią. Pamiętacie ze szkoły zjawisko zwane ruchami Browna? W zasadzie, moglibyśmy równie dobrze nazwać je ruchami Einsteina-Smoluchowskiego, bowiem tak naprawdę to ci dwaj naukowcy niezależnie od siebie jako pierwsi dokonali jego poprawnego opisu. Biolog Robert Brown co prawda zainteresował się tematem pierwszy, ale całkowicie błędnie starał się tłumaczyć przypadkowe ruchy zawieszonych w cieczy drobin, obecnością mikroskopijnych form życia.

Kolega Borna i Einsteina


Człowiek renesansu: fizyk, pisarz i działacz społeczny. Prawdopodobnie lepiej znany zagranicą niż w Polsce. Może dlatego, że ojczyzna źle go potraktowała? Leopold Infeld, jeszcze jako młody doktorant i jeden z pierwszych fizyków teoretyków w Polsce, miał problem ze znalezieniem godnej posady i musiał dorabiać jako nauczyciel w wiejskich szkołach. Jego kariera nabrała wielkiego rozpędu po uzyskaniu stypendium i stażu w Cambridge. Wkrótce doczekał się współpracy z samym Maxem Bornem, a później z Albertem Einsteinem. Owocem znajomości z tym pierwszym było powstanie teorii elektrodynamiki Borna-Infelda; natomiast dyskusje prowadzone z Einsteinem w Princeton, pozwoliły na wydanie książki wspólnego autorstwa pt. "Ewolucja fizyki".

Neutronowy pionier


Być może najwybitniejszy polski fizyk jądrowy. Podobnie jak Infeld, Andrzej Sołtan miał szczęście otrzymać zagraniczne stypendium i studiować w Caltechu. Wraz z tamtejszymi naukowcami, bombardował jonami ciężkiego wodoru lit i beryl, dzięki czemu wytworzyli strumienie neutronów. W ten sposób Sołtan znalazł się wśród pionierów badań nad sztucznym wytwarzaniem neutronów, a wynalezione w Pasadenie metody zaczęto stosować w laboratoriach na całym świecie. Po wojnie powrócił do Polski zakładając Instytut Badań Jądrowych, noszący do dziś jego imię.

Twórcy hiperjąder

 

Był moment, kiedy Wydział Fizyki UW posiadał potencjał, mogący go wprowadzić do europejskiej elity. W stolicy pracowało wielu wybitnych uczonych, organizowano prestiżowe międzynarodowe konferencje z udziałem największych postaci świata fizyki, a ambitne badania i nowoczesna organizacja stanowiły powód do dumy. Szczególnie zaawansowane prace prowadziła grupa Jerzego Pniewskiego i Mariana Danysza. Uczeni postawili sobie za cel sprawdzenie, czy istnieje możliwość stworzenia jądra atomu z użyciem innych cząstek niż standardowe protony i neutrony. Odpowiedź okazała się pozytywna: Pniewski i Danysz zarejestrowali jądra zbudowane z protonów, neutronów i dodatkowej, niestabilnej cząstki znanej jako hiperon. Jak wiemy obecnie, hiperony podobnie do nukleonów posiadają strukturę wewnętrzną, tyle że poza kwarkami dolnymi i górnymi zawierają przynajmniej jeden kwark dziwny. Warszawskie badania nad tzw. hiperjądrami stanowiły doskonały wstęp do przyszłych badań z zakresu fizyki jądrowej.

Następna porcja znakomitych polskich uczonych, w drugiej części, już pojutrze.


piątek, 5 lipca 2013

aPytanie #10: Czym jest prędkość światła?



Dziesiąty odcinek aPytań obraca się wokół zacnego tematu prędkości światła w próżni. Światło, jak udowodniły prace Maxwella, Lorentza i Einsteina ma wyjątkową naturę - niezależnie od ruchu obserwatora i źródła promieniowania, instrumenty zawsze pokażą ten sam wynik.

Oczywiście zachęcam do subskrybowania i polecania znajomym.

piątek, 3 maja 2013

aPytanie #9: Jak umiera gwiazda? (część 2)


Dziewiątki odcinek kontynuuje tematykę ostatnich etapów ewolucji gwiazdy. Tym razem przerzucamy się na najmasywniejsze gwiazdy, które żyją krótko i odchodzą z wielkim hukiem jako supernowe lub hipernowe. Ich pozostałościami są jedne z najbardziej fascynujących obiektów występujących w kosmosie: gwiazdy neutronowe i czarne dziury.

niedziela, 21 kwietnia 2013

aPytanie #8: Jak umiera gwiazda? (część 1)


Oglądalność ostatnich odcinków aPytań, zwłaszcza w porównaniu z pierwszymi, wypada bardzo blado. Sytuacja o tyle dziwna, że przynajmniej pod względem technicznym, każdy nowy materiał jest lepszy od poprzedniego. Mimo to, za wcześnie aby się zniechęcać.

Ósmy odcinek odpowiada pokrótce o ostatnich etapach ewolucji gwiazdy. Przedstawienie wszystkich wariantów, okazało się całkowicie niewykonalne w ciągu zakładanych 2 minut. Dlatego też, filmik dotyka jedynie gwiazd podobnych Słońcu, a temat śmierci masywniejszych obiektów i związanych z nimi narodzin gwiazd neutronowych oraz czarnych dziur, pozostawiam na raz następny.

sobota, 13 kwietnia 2013

Człowiek idealny made in China


Mówi się, że rodzice powinni bezwarunkowo kochać dzieci. Myśl, z którą trudno polemizować, a jednak nie mogę sobie wyobrazić ojca lub matki nie życzących swojemu potomstwu atrakcyjnego wyglądu, ponadprzeciętnej inteligencji i perfekcyjnego zdrowia. Rzecz o tyle ciekawa, że już wkrótce nie będzie zależeć już tylko od rzucanych w stronę opatrzności życzeń.

Pierwszym chętnym do wprowadzenia możliwości "upgrade'u" człowieka są Chiny - współczesny raj dla eugeników. Tamtejszych naukowców nie obowiązuje zachodnia moralność, nie krępują fundusze, a ambitni rządzący chętnie wesprą badania, aby tylko wybić się w kolejnej dziedzinie. Kilka miesięcy temu, bez zbędnego zażenowania Pekiński Instytut Genetyczny poinformował o pobraniu DNA od grupy dwóch tysięcy osób o ponadprzeciętnej inteligencji, w celu zidentyfikowania alleli odpowiadających za wysokie IQ. Kiedy naukowcy zgromadzą potrzebne dane, pójdzie już z górki. Przy zapłodnieniu metodą in vitro, odbywać się będzie selekcja, w której wybrany zostanie zarodek o największym potencjale. W ten sposób, chińskie mocarstwo wyhoduje sobie w kilka pokoleń, pokaźne stado geniuszy. 

Nie powinniśmy się oszukiwać. Chińczycy bez skrupułów będą wykorzystywać nowe odkrycia jeżeli tylko przyniesie im to profity, a reszta świata będzie zmuszona do dokonania wyboru między kontrowersyjnym rozwojem a pewnym zacofaniem. Europa z kolei, stanie oko w oko z demonami przeszłości. Aktion T4 i cała nazistowska eugenika wypaliły piętno na naszej historii i jestem całkowicie pewien, że nawet po upływie stu lat wątpliwości związane z eksperymentami na ludziach nie znikną.

Oponenci idei ulepszania człowieka podpierają się etyką i trudno nie przyznać im chociażby szczątkowej racji. Ingerując w genotyp, będziemy wybierać wedle zachcianki, niczym w supermarkecie, odpowiadające nam cechy. Stąd już tylko krok do zabawy w boga. I nie chodzi mi tu wcale o argument religijny, ale o pewną granicę, po przekroczeniu której nie będzie już odwrotu. Czy "człowiek idealny" nadal będzie człowiekiem? Czy inni ludzie będą z nim równi? Czy on sam nie będzie traktował "ludzi naturalnych" jako podgatunek, zasługujący jedynie na pozycję siły roboczej? I jakie to wszystko będzie miało skutki społeczne?

Wyobraźmy sobie sytuację, w której mamy swobodę w ustalaniu potencjału intelektualnego mającego się urodzić dziecka. Jakie mu damy IQ? 120? Nie po to tyle kombinujemy żeby tworzyć przeciętniaka. 140? To już materiał na geniusza, ale czemu nie dać więcej? 150. Byłoby w sam raz, ale znajoma para zamówiła sobie 160...

W ten sposób możemy wywindować inteligencję przyszłych pokoleń do niebotycznych wartości. Takich, w których wszystko wymknie się spod kontroli, a my maluczcy okażemy się tylko głupim, brzydkim i podatnym na choroby balastem. W chwili, w której rodzic będzie decydował o przyszłym umyśle i ciele swojego potomstwa, trzeba będzie od nowa wytyczać granice etyki a także jeszcze raz zdefiniować człowieka. To wysoka cena postępu. Nie wiadomo jednak ani jak wysoka jest owa cena, ani jak daleko idące skutki przyniesie postęp.


piątek, 12 kwietnia 2013

aPytanie #7: Ile jest gwiazd na niebie?

Minęły już dwa miesiące od ostatniego odcinku aPytań. Przez ten czas nie próżnowałem i szukałem sposobów na dalsze udoskonalanie serii.

Siódmy odcinek poświęcony jest podstawowemu pytaniu: ile gwiazd widnieje na nocnym nieboskłonie? Choć wydaje nam się, że widzimy sporo, tak naprawdę nasze możliwości obserwacyjne są bardzo, bardzo ograniczone. Zapraszam do materiału.


Jak zawsze zachęcam do subskrybowania i dzielenia się z innymi.

czwartek, 28 marca 2013

Kot Schrödingera jako mem

Zastanawiam się, co przyniosło większą sławę Erwinowi Schrödingerowi. Słynne równanie falowe opisujące prawdopodobieństwo w świecie kwantów, czy może jednak pobudzający wyobraźnię eksperyment myślowy z niezwykłym kotem w roli głównej? 

Pierwsze osiągnięcie austriackiego teoretyka stanowiło krok milowy w badaniach mikroświata, ale to zamknięty w pudełku kot spowodował, że nazwisko Schrödingera przebiło się na stałe do kultury masowej. Pierwotnie doświadczenie miało ukazać jak dziwne są wnioski płynące z mechaniki kwantowej, jeżeli spróbujemy je zastosować w rzeczywistości obiektów dużych. Skoro cząstka elementarna, do czasu pomiaru, może się znajdować w kilku stanach jednocześnie, to czy odizolowanego zwierzaka można uznać równocześnie za martwego i żywego? 

Nie wdając się w przemyślenia na temat ewentualnych błędów takiego rozumowania, różni nie-fizycy od lat starają się w zabawny i pomysłowy sposób interpretować zagadkę kota Schrödingera.




Zobaczymy jak Tobie się spodoba (do Schrödingera)!

 
 Poszukiwany żywy i martwy.


Jeśli kot Schrödingera żyje, to niewątpliwie w depresji.


 Jedna z najbardziej pomysłowych prac. Oddaje istotę rzeczy nawet bez mieszania w to sylwetki kota.

 "Genialny" sposób na sprawdzenie czy kot żyje bez otwierania pudełka.


  Filozozaur i jego cenne przemyślenia.

Oczywisty wynik doświadczenia, przeprowadzonego przez rudego pechowca.

To wyjaśnia kwaśną minę grumpy cat'a.


Na zakończenie Sheldon Cooper udzielający porady miłosnej Penny. Oczywiście stosując przy tym celne (?) porównanie strachu przed nieudanym związkiem do paradoksu kota Schrödingera:


środa, 6 marca 2013

AstroPasek #9: Niewidzialna tarcza Ziemi

Choć nie uświadamiamy sobie tego na co dzień, pod naszymi nogami znajduje się gigantyczny magnes, a my jesteśmy zanurzeni w jego niewidzialnym polu magnetycznym. To kolejny, spośród wielu faktów, determinujących możliwość istnienia życia na Ziemi.

Poprzedni AstroPasek: Srebrny Glob


Początkowo miałem zamiar stworzyć rozbudowany wpis na ten temat, ale mecz United z Realem tak mnie rozbił, że starczyło sił "tylko" na AstroPasek.



niedziela, 3 marca 2013

Ostrzeżenie przed wróżbitami? Raczycie żartować...

Ostatnio otrzymałem prośbę o ustosunkowanie się do tematyki wszelkiej maści wróżbiarstwa oraz do pewnej treści, jaka pojawiła się na stronie głównej jednego z popularnych portali obrazkowych. Chętnie to zrobię, choć nie będzie to sympatyczny tekst.


Co jest złego w powyższym demotywatorze? Idea szczytna: autor wbił ważny znak ostrzegający pośrodku sieciowego mrowiska. Nie powiem, nawet treść nie jest najgorsza. James Randi rzeczywiście wypowiedział wojnę zjawiskom paranormalnym, oferując milion dolarów dla magika, który dokona swoich sztuczek pod okiem niezależnych ekspertów. Wszyscy iluzjoniści, kuglarze i wróżbici to mniejsi lub więksi oszuści, wykorzystujący ludzką naiwność. Każdy z nich, przewiduje to, co jest statystycznie najbardziej prawdopodobne i przynajmniej w jakimś ułamku musi się sprawdzić. To wszystko prawda.

Tylko dlaczego, do cholery, taki transparent jest potrzebny?

Autor obrazka chciał dobrze, ale jeżeli człowiek żyjący w XXI wieku, potrzebuje informacji o tym, że czary nie istnieją, to coś tu jest nie w porządku.  Jak widać, lekceważący stosunek do nauki, niedocenianie uczonych i ślepe poddawanie się sztucznym autorytetom, zbierają swoje żniwo. Nie od wczoraj wiadomo, iż ludziom łatwiej jest wierzyć, niż rozumieć, ale wszystko powinno mieć swoje granice.


Gdyby ktoś mi nagle powiedział - "Hej, wiedziałeś o tym, że w Polsce hochsztaplerzy wyciągają co roku dwa miliardy złotych" - to w życiu bym nie uwierzył. Nadal w to nie wierzę i mam nadzieję, że ta liczba jest przesadzona, co najmniej dziesięciokrotnie. W innym wypadku, albo większość z nas łazi po kryjomu do cyganki na wróżenie z fusów; albo mamy grupę zapaleńców, którzy przepuścili w ten sposób całe majątki. W każdym przypadku, spora część naszego społeczeństwa to kretyni, niebezpieczni dla reszty cywilizacji. Rozejrzyjcie się wokół siebie - być może wasz sąsiad, wujek lub kolega - wymaga stałej opieki psychiatry, bądź powrotu do podstawówki, w celu uzupełnienia podstawowej wiedzy na temat funkcjonowania rzeczywistości.

Powstaje też pytanie, kto jest typowym nabywcą "magicznych" usług? Z jednej strony mamy wierzących (w Polsce głównie katolików), którym Kościół zabrania wszelkich okultystycznych praktyk. Z drugiej, stoją ateiści, zazwyczaj odrzucający możliwość istnienia fatum i jakichkolwiek sił nadprzyrodzonych. Naciągacze żerują zapewne, tak na jednych jak i na drugich. Dokładniej na jednostkach najsłabszych i najgłupszych, nie potrafiących nawet konsekwentnie trzymać się własnego światopoglądu. Apeluję więc!

Chrześcijanie: Jezus się na was obrazi, jeśli zaczniecie uprawiać bałwochwalstwo i wierzyć, że jakieś pogańskie rytuały pozwolą przewidzieć przyszłość, którą zna tylko Najwyższy.
Ateiści: Jeżeli racjonalizm kazał wam odrzucić ideę istnienia Boga, to dlaczego pozwala wam wierzyć w przesądy i czary?

Jeżeli choć raz przeszła Ci przez głowę myśl - "a może jednak prawdziwi wróżbici istnieją" - to weź pierwszą lepszą książkę poświęconą nauce i przemyśl to raz jeszcze. Jeśli to nie pomogło, to ściągnij z półki najcięższy wolumin jaki znajdziesz i walnij się mocno w głowę. I tak już nic z Ciebie nie będzie. Jeżeli zaś zareagowałeś na powyższy demotywator jak i ten tekst słowami "thx capitan obvious", to możesz być z siebie dumny. Jak widać, jesteś w mniejszości.


piątek, 15 lutego 2013

Nagrania czelabińskich meteorytów

Położony w głębi Rosji Czelabińsk, znów znalazł się na ustach internautów. Tym razem jednak, nie za sprawą osobliwych gryzoni, a z powodu niespodziewanego bombardowania z kosmosu.

Do traumatycznego wydarzenia doszło o 4.22 polskiego czasu - skalne odłamki pochodzenia pozaziemskiego spadły w okolicach Uralu. Konkretniejszych informacji, które uznałbym za wiarygodne, na razie nie spotkałem. Szczególnie interesujące wydaje się pytanie o źródło owych kamieni - niektórzy piszą o wcześniejszej eksplozji większego ciała, którego pozostałości miałyby narobić tego bałaganu.

Świeżymi filmikami prosto z miejsca zdarzenia, podzielili się z nami rosyjscy youtuberzy. Warto obejrzeć, choć mam nadzieję, że nie będzie mi nigdy dane oglądać takiego zjawiska z bliska.

Ten prawdopodobnie nie spowodował szkód, poza wybitymi szybami.

Błysk i bum. Uderzył w ziemię czy eksplodował?

Autor twierdzi, że doszło do serii kilku pomniejszych eksplozji.

Warto zobaczyć - fala uderzeniowa wywaliła szyby i włączyła alarmy samochodów.

Ładne ujęcie.

A tu coś z miejskiej kamery, która zarejestrowała silny błysk.



niedziela, 10 lutego 2013

aPytanie #6: Jaki jest nasz kosmiczny adres?

Bardzo specjalny odcinek aPytań. Wyjątkowo zrezygnowałem z dotychczasowej formy, dokonując małego odświeżenia.


Mam nadzieję, że nie czujecie się urażeni banalną, wręcz dziecinną treścią. Wiem, że prawdopodobnie dla każdego z was zaserwowane informacje są standardowe i oczywiste, ale ten odcinek jest raczej obliczony na test świeżego designu i wypróbowanie możliwości technicznych video edytora, bez silenia się na jakieś ambitniejsze przemyślenia.

piątek, 8 lutego 2013

Science Zap #2

Pora na drugi odcinek kompilacji youtubowych migawek ze świata nauki i techniki. Idąc za waszymi radami, dodałem pasek z nazwą wybranego filmiku.


W dzisiejszym (a właściwie wczorajszym) Science Zap m.in.: dowiemy się kto jest Snoop Doggiem nauki, czym tak naprawdę zajmują się fizycy, zobaczymy co za potwór czai się w centrum Drogi Mlecznej, a także rozważamy rastafariańskość nazwiska Mendelejewa. Zapraszam.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Szczury laboratoryjne

Doskonale pamiętam, jaki szum wśród internautów, wywołała informacja o... obcinaniu szczurom głów przez holenderskich naukowców z Radboud University. Cel eksperymentu prozaiczny: badanie aktywności mózgu po dekapitacji. Jak wyglądają tego typu doświadczenia w Polsce i co na to prawo?


Nazwijcie mnie zwyrodnialcem, ale nigdy nie odczuwałem żadnego żalu względem badaczy testujących swoje wynalazki na zwierzętach. Argumenty przeciwników - Niech eksperymentują na sobie! - traktuję równie naiwne co wegetarian apelujących o porzucenie mięsa na rzecz sałaty (albo kanibalizmu). Czy tego chcemy czy nie, jesteśmy ogniwem łańcucha pokarmowego i nie ma powodów, dla którego mielibyśmy rezygnować z wykorzystywania do swoich celów innych organizmów. Tak działa cała przyroda. Ale jeśli ktoś się z tą tezą nie zgadza i w pełni zrezygnuje z wynalazków zdobytych w ten... zwierzęcy sposób - w tym środków czystości i medykamentów - oczywiście zaskarbi sobie mój szacunek. Nadal będę uważał go za szaleńca, ale przynajmniej za szaleńca konsekwentnego.

Mimo tego co napisałem, rzecz jasna nie twierdzę, że obostrzenia nie są potrzebne. Wręcz przeciwnie, nikt nie powinien sprawiać zwierzętom szkody bezcelowo, bądź z powodów błahych. Na szczęście ustawodawstwa większości cywilizowanych państw, w tym Polski, przewidziały należyte unormowania.

Ustawa o doświadczeniach na zwierzętach z 2005 roku, stwierdza wyraźnie: 

Doświadczenia na zwierzętach są dopuszczalne tylko wtedy, gdy są konieczne do:
1) opracowania, wytwarzania, kontroli jakości, zapewnienia skuteczności i testowania
bezpieczeństwa produktów leczniczych, środków spożywczych
oraz innych substancji, preparatów i wyrobów (...).
2) ochrony zdrowia człowieka lub zwierząt przed chorobami,
3) ochrony środowiska w celu ochrony gatunków, zdrowia człowieka lub dobrostanu
zwierząt,
4) podstawowych badań naukowych,
5) dydaktyki w szkołach wyższych
jeżeli celów tych nie można osiągnąć bez użycia zwierząt.

Ograniczeń jest znacznie więcej, dotyczących zarówno środków jak i samych zwierząt. Warto wiedzieć choćby o tym, że w Polsce zabronione jest testowanie kosmetyków i środków higienicznych; nie można angażować zwierząt bezdomnych; a zawsze gdy istnieje taka możliwość nakazane jest stosowanie odpowiedniego znieczulenia. Jeżeli zwierzę będzie odczuwało trwały strach lub ból (zostanie okaleczone?) należy je uśmiercić. Jednostkami, w pewnym sensie uprzywilejowanymi, są psy, koty (na szczęście) i naczelne. Podlegają one oznakowaniu, co ma pozwolić na ich dokładną identyfikację i kontrolę doświadczeń. 

Od razu ostrzegam, że ustawa mnie ani was nie dotyczy. Na eksperymenty mogą sobie pozwolić jedynie jednostki uprawnione, jak: szkoły wyższe, instytuty badawcze, placówki PAN lub wytwórnie produktów leczniczych. Aby dostać się na listę, trzeba spełnić rygorystyczne wymagania i uzyskać wpis ministra ds. nauki. Jednakże, nawet po wydaniu odpowiedniej decyzji, każdy eksperyment wymaga kolejnych zezwoleń oraz zgody komisji etycznej.

Pora na ściskający serce obrazek.

Jak to często bywa, praktyka nie zawsze idzie drogą wybrukowaną przepisami. Najczęstszym przewinieniem wydaje się powtórne przeprowadzanie bliźniaczych badań. Ustawa zezwala na eksperyment, pod warunkiem wcześniejszej próby zdobycia potrzebnych danych z międzynarodowych źródeł. Niestety, niektórym naukowcom łatwiej przychodzi "zużyć" dodatkowego szczura, niż porozumieć się z kolegami z zagranicy. Jednak poza tym, sytuacja nie wydaje się najgorsza, a bezprawne znęcanie się przez badaczy nad swoimi pupilami to raczej margines niż reguła.

Jeśli najdzie was ochota na zajrzenie do danych statystycznych, to nie ma większych przeszkód. Jednostki badawcze publikują odpowiednie wykazy, natomiast minister nauki zamieszcza corocznie raport z wykorzystania zwierząt doświadczalnych. Tutaj, przykładowo trafiłem na przyjazny wykaz zwierząt laboratoryjnych hodowanych w Polsce z roku 2010. Jak w nim widać, przodującymi placówkami naszego kraju, są: Instytut Biologii Doświadczalnej PAN oraz Centrum Onkologii w Warszawie. 

Jak zwykle, przy tego typu tekstach, nie mam na celu nikogo uspokajać. Zwyrodnienia się zdarzają i będą zdarzać, bez względu na rygor prawny. W każdym dniu jakiś szczur czy królik podlega testom, często niebezpiecznym. Kontrola tych działań nie zawsze jest możliwa, a przy tym nigdy nie da tyle, ile może przynieść troska i rozsądek samych naukowców.


Literatura:  
Mózg może żyć po dekapitacji, czyli po ścięciu głowy, PolskieRadio.pl;  
Aleksander Lipiński, Prawne podstawy ochrony środowiskaWarszawa 2010.


piątek, 25 stycznia 2013

Czytelnicy, lecimy w kosmos!

Miałem publikować tekst zupełnie o czymś innym, ale niespodziewanie trafiłem na zdarzenie niecierpiące zwłoki. Jak wiecie lub nie, w niedalekiej przyszłości Polska wyśle w przestrzeń kosmiczną swoje pierwsze satelity: Lema i Heweliusza. Dla promocji tej chwili Centrum Badań Kosmicznych PAN przygotowało świetną inicjatywę "Zdjęcie w kosmos".


Zabawa polega na wysyłaniu zdjęć lub filmów, które zostaną umieszczone na karcie pamięci zabranej w podróż przez polskiego satelitę. Niby nic wielkiego, ale przyznacie, że możliwość wysłania własnej treści w kosmos jest zachęcająca.

Jesteśmy zachwyceni, że projekt budowy pierwszych polskich satelitów spotkał się z tak dużym zainteresowaniem. Czekamy na zakończenie akcji, aby móc zainstalować na Heweliuszu pamięć z plikami zdjęć wykonanych przez naszych fanów.
~ Tomasz Zawistowski, szef projektu

Nie posiadam kota, którego mógłbym sfilmować, ani nie chcę aby moje zdjęcia zajmowały pamięć Heweliusza. Zapraszam jednak do wspólnej inicjatywy: jeżeli jeszcze nie wysłaliście żadnego materiału (a możliwe, że już to zrobiliście, bo zgłoszono już ponad 1000 fotografii i video), to poślijmy w przestrzeń wspólną kartkę! =) Możecie złożyć podpis, zapisać życiowe motto, zacytować ulubioną piosenkę, kogoś pozdrowić, wykonać prosty rysunek - treść nieistotna, liczy się przecież wzięcie udziału w tym niecodziennym wydarzeniu. Śmiało zbierajcie też teksty od waszych chętnych znajomych i rodziny. Rzecz jasna, jeśli macie zdjęcie lub film, którym koniecznie się chcecie podzielić z wszechświatem, to piszcie również samodzielnie na skrzynkę programu. Wykażcie się inicjatywą!

Jeśli chodzi o kwestie techniczne: wystarczy, że zeskanujecie bądź sfotografujecie (byle z bliska i w dobrej rozdzielczości) swój tekst, napisany odręcznie na białej kartce. Przybór do pisania w zasadzie dowolny, przy czym mile widziany byłby czarny atrament. Następnie swoje prace wysyłajcie na maila lub wrzucajcie linki w komentarzach. Resztą się już zajmę sam.

Przez to, że o akcji dopiero co się dowiedziałem, nie mamy zbyt wiele czasu. Zgłoszenia są przyjmowane do 31 stycznia, więc proszę o wysyłanie swoich zapisków najpóźniej do wtorku 29 stycznia, tak żebym zdążył bezstresowo wszystko obrobić. Później przyjdzie czas na podsumowanie całej zabawy. 

Śpieszcie się, druga taka szansa się prędko nie nadarzy!

Źródło:




środa, 23 stycznia 2013

Jak aTezy obraziły się na kwejka

Dziś przypowieść o tym, dlaczego treści popularnonaukowe nie idą w parze z typowo rozrywkowymi witrynami; oraz o tym, dlaczego AstroPaski nie spełniły pokładanych w nich nadziei.


Nie ukrywałem swych niecnych zamiarów - ładne, proste i przyciągające oko AstroPaski, miały jedynie poszerzyć target bloga oraz skłonić do przemyśleń osoby na co dzień niezainteresowane nauką. Idea zacna, w praktyce okazała się klęską. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.

Pierwszy "sukces" nadszedł szybko, bo już druga grafika (dot. strzałki czasu) trafiła na stronę główną jednego z największych polskich portali "obrazkowych". Liczba odwiedzin bloga (jeszcze starej odsłony na CDA) rzeczywiście pokaźnie skoczyła do góry, a pod samym paskiem pozostawiono dziesiątki opinii. Idąc za doświadczeniem własnym, jak i innych blogerów, doskonale wiedziałem, że na pewnego typu komentarze nie należy zwracać uwagi, a już na pewno nie wolno na nie odpisywać. Przykładowo: 
ja jebie ale bełkot
~ Jakub Jonaszko
mózg rozjebany
~ Agnieszka Iwańska
I like trains.
~ Dominik Piasecki
Aaa, tu jest moje LSD!
~ Łukasz Kulis
Mózg mi się wyłączył podczas czytania :<
~ Agata Jędrzejczyk
Ot takie, niewinne ściganie na głupotę, jakiego się zresztą spodziewałem. Niestety, pojawiły się też treści znacznie gorsze, obraźliwe, mające bezpośrednio ubliżyć autorowi. Najzłośliwsi, okazali się przedstawiciele pewnego gatunku hejtera, nazwanego przeze mnie roboczo hejterem dyplomowanym. Hejter pospolity nie wyróżnia się niczym szczególnym i łatwo wtapia w internetową codzienność. Przedmiotem jego działań mogą być wszelkie twory kultury - od popularnych memów, poprzez muzykę, aż po kinowe bądź growe hity - ma więc ułatwione zadanie, nie musząc posiadać żadnych specjalnych kwalifikacji. Przecież każdy, mądry czy głupi, może zrecenzować Hobbita czy Diablo III, jeśli tylko miał z tymi tytułami styczność.

Hejter dyplomowany to szkodnik rzucający się na materiał o skonkretyzowanej wartości merytorycznej. Podobnie jak przeciętny hejter, próbuje zachować oryginalność mieszając z błotem coś powszechnie lubianego; tak odmiana dyplomowana, pragnie dodatkowo popisać się swoimi "wyjątkowymi" zdolnościami (O! Widzę, że też rysujesz, niestety robisz to do dupy, daj sobie spokój), lub zainteresowaniami. W poniższym przypadku, osobnik próbował dodatkowo podkreślić swoją "nieprzeciętną" wiedzę, nazywając drugą stronę idiotą i rzucając na ślepo "mądrze brzmiącymi" hasłami. Mam silne przeczucie, graniczące niemal z pewnością, że elokwentny pan hejter nie spodziewał się, że ktokolwiek mu odpowie i będzie zmuszony uargumentować swoją druzgocącą krytykę.
Piotr Koszela: Większość brzmi sensownie, ale co za idiota pisał fragment o chaosie na końcu a nie początku? Gwiazdy nigdy nie zgasną, bo wciąż tworzą się nowe (tzw. dyski akrecyjne). Kiedy jedna gwiazda zgaśnie, jej miejsca zajmie inna, albo nawet dwie.
[Proszę zwrócić uwagę na typowe dla tego typu internauty, używanie specjalistycznych terminów, bez elementarnego obycia w danej dziedzinie. - AA]
Adam Adamczyk: Nazywasz kogoś idiotą, samemu nie mając podstawowej wiedzy na dany temat? Druga zasada termodynamiki coś Ci mówi? Jeżeli wszechświat nie zacznie się kiedyś zapadać lub nie dojdzie do wielkiego rozerwania, na pewno dojdzie do momentu, w którym skończy się era gwiazdowa. To nie jest żadna wydumana teoria, a teza wynikająca z elementarnych zasad fizyki. Entropia zawsze wzrasta.
PK: W tym wszechświecie być może, ale jeśli wierzysz, że nasz jest jedynym, to... to po prostu przerwijmy konwersację na tym etapie. Poza tym gwiazdy są uczepione galaktyk, które wywołują oddziaływania grawitacyjne gigantycznymi czarnymi dziurami znajdującymi się w ich środkach. Korzystając z tego pola, kosmiczne pyły, skały i nie wiadomo co jeszcze tworzą wspomniane przeze mnie dyski akrecyjne dając początek życia nowym układom. Krąg istnienia.
[Osobnik w obronie wykorzystuje całe zasoby swojej wiedzy, zalewając dyskutanta jak największą ilością niepowiązanych ze sobą koncepcji, które obiły mu się o uszy. - AA]
AA: Zauważyłeś, że się pogubiłeś, więc odwołujesz się do science-fiction (ble ble... Pytam co mają czarne dziury do entropii wszechświata i uświadamiam, iż multiświat nie jest potwierdzoną teorią).
PK: Wskaż gdzie odwołuję się do SF? Że teoria innych wszechświatów? To żadne SF tylko prawdziwe teorie (ble ble... Potem próbuje udowodnić, że czarne dziury rodzą gwiazdy i każe mi kupić okulary).
AA: (...) Przypomnij sobie, po co w ogóle zacząłeś tę konwersację. Otóż nazwałeś mnie idiotą, gdyż napisałem, że era gwiazdowa (zgodnie ze wzrostem entropii) się skończy. Przestań więc w końcu skakać, wymyślać, ciskać się i wytłumacz (ble ble... Proszę o to samo, a następnie znudzony biciem w mur wklejam fragment książki prof. Hellera).
PK: Potrafię przyznać się do błędu, skoro już o to pytasz. A w tym momencie poddaję się, bo przestaję powoli ogarniać.  
[Po raz pierwszy zauważa, że coś jest nie tak - AA] 
AA: Gdybyś zwyczajnie zapytał, to mógłbym od razu uzasadnić to co napisałem (ble ble...). Pamiętaj, że ktoś po drugiej stronie monitora może mieć pojęcie o tym o czym pisze.
KP: Skoro masz  pojęcie, to ja mam pytanie (ble ble...). I wybacz moją bojowość ale rodzinka wyciągnęła mnie na wakacje w których nie chciałem brać udziału i trochę podminowany jestem.  
[Hejter dyplomowany uświadamia sobie, że nie miał racji i jest w stanie normalnie dyskutować. To tak jak gdyby obserwować naczelnego, który użył po raz pierwszy narzędzi otoczakowych. Co znamiennie, choć internauta wyraźnie zmienił nastawienie, to jednak "zapomniał" o przeprosinach za wcześniejsze inwektywy. - AA] 
 

Tak to mniej więcej wyglądało (jeśli ktoś chce zmarnować kilkanaście minut z życia, to może sobie wygooglować całą rozmowę). Dyskusja trwała jeszcze kilka postów, a użytkownik wyraźnie spokorniał i zadał mi kilka merytorycznych pytań, na które z chęcią odpowiedziałem. Było mi jednak przykro, że zanim zostałem potraktowany poważnie, musiałem znieść serię całkowicie bezsensownych inwektyw. 

Dostałem nauczkę, za niestosowanie się do od dawna wypracowanych i powszechnie znanych reguł. Teraz wiem dlaczego najpopularniejsi blogerzy nie śledzą dotyczących ich opinii, często nie odpowiadają, a nawet  wyłączają możliwość komentowania. Nauczyłem się również, że nie każde miejsce w sieci nadaje się do popularyzowania nauki; a trafienie w niepożądany target przynosi ogrom szkód przy niemal zerowej korzyści. Podobny bezsens jak szerzenie teorii ewolucji na kreacjonistycznym forum. Przynajmniej administracja portalu była zadowolona, gdyż z chęcią opublikowała następny odcinek AstroPaska. Na szczęście zareagowałem szybko, pisząc maila z prośbą o wyrzucenie mojej pracy ze strony głównej.

Zdziwiła mnie puenta całego zdarzenia. Człowiek, na tyle pewny siebie aby wszcząć tą całą bufonadę stwierdził na koniec, że nie rozumie jak można się zajmować takimi rozważaniami i po co w ogóle tracić na nie czas. Widać, postanowił pójść zasadą: nie rozumiem, ale jakiś tam autor nie może wiedzieć więcej ode mnie, więc go zbesztam. Do dziś pozostaje dla mnie zagadką, co taka osoba ma w głowie. Wyobraźcie sobie podobną sytuację - napisaliście tekst, nakręciliście film, namalowaliście obraz - a następnie zjawia się gość wyzywający was od idiotów. Gość, który ostatecznie okazuje się kompletnym ignorantem w komentowanej przez siebie dziedzinie. Tłumaczylibyście? Wyjaśniali? Olali sprawę? Ach te internety.


niedziela, 20 stycznia 2013

YT: Science Zap #1

Internauci uwielbiają różnorakie, youtubowe kompilacje. Dlaczego więc nie zrobić luźnej składanki filmików o tematyce ciekawostkowo-naukowo-technicznej? Właśnie w odpowiedzi na tę dziurę postanowiłem poszperać w sieci i przygotować Science Zap.


Ponieważ muszę na razie wyhamować z aPytaniami, na serii Science Zap spoczywa zadanie podtrzymania ruchu na kanale YT. Ostatnie dwa odcinki, cieszyły się znacznie mniejszą oglądalnością niż te pierwsze, co oznacza, że powinienem dać, zarówno wam jak i sobie, parę tygodni odpoczynku.

Co do video - nie mam zaplanowanej liczby odcinków, ale nieco materiału zebrałem. Niemniej, jeśli znacie jakieś ciekawe lub humorystyczne filmiki, które waszym zdaniem powinny się znaleźć w tego typu zestawieniu, to śmiało polecajcie.