Doskonale pamiętam, jaki szum wśród internautów, wywołała informacja o... obcinaniu szczurom głów przez holenderskich naukowców z Radboud University. Cel eksperymentu prozaiczny: badanie aktywności mózgu po dekapitacji. Jak wyglądają tego typu doświadczenia w Polsce i co na to prawo?
Nazwijcie mnie zwyrodnialcem, ale nigdy nie odczuwałem żadnego żalu względem badaczy testujących swoje wynalazki na zwierzętach. Argumenty przeciwników - Niech eksperymentują na sobie! - traktuję równie naiwne co wegetarian apelujących o porzucenie mięsa na rzecz sałaty (albo kanibalizmu). Czy tego chcemy czy nie, jesteśmy ogniwem łańcucha pokarmowego i nie ma powodów, dla którego mielibyśmy rezygnować z wykorzystywania do swoich celów innych organizmów. Tak działa cała przyroda. Ale jeśli ktoś się z tą tezą nie zgadza i w pełni zrezygnuje z wynalazków zdobytych w ten... zwierzęcy sposób - w tym środków czystości i medykamentów - oczywiście zaskarbi sobie mój szacunek. Nadal będę uważał go za szaleńca, ale przynajmniej za szaleńca konsekwentnego.
Mimo tego co napisałem, rzecz jasna nie twierdzę, że obostrzenia nie są potrzebne. Wręcz przeciwnie, nikt nie powinien sprawiać zwierzętom szkody bezcelowo, bądź z powodów błahych. Na szczęście ustawodawstwa większości cywilizowanych państw, w tym Polski, przewidziały należyte unormowania.
Ustawa o doświadczeniach na zwierzętach z 2005 roku, stwierdza wyraźnie:
Doświadczenia na zwierzętach są dopuszczalne tylko wtedy, gdy są konieczne do:
1) opracowania, wytwarzania, kontroli jakości, zapewnienia skuteczności i testowania
bezpieczeństwa produktów leczniczych, środków spożywczych
oraz innych substancji, preparatów i wyrobów (...).
2) ochrony zdrowia człowieka lub zwierząt przed chorobami,
3) ochrony środowiska w celu ochrony gatunków, zdrowia człowieka lub dobrostanu
zwierząt,
4) podstawowych badań naukowych,
5) dydaktyki w szkołach wyższych
– jeżeli celów tych nie można osiągnąć bez użycia zwierząt.
Ograniczeń jest znacznie więcej, dotyczących zarówno środków jak i samych zwierząt. Warto wiedzieć choćby o tym, że w Polsce zabronione jest testowanie kosmetyków i środków higienicznych; nie można angażować zwierząt bezdomnych; a zawsze gdy istnieje taka możliwość nakazane jest stosowanie odpowiedniego znieczulenia. Jeżeli zwierzę będzie odczuwało trwały strach lub ból (zostanie okaleczone?) należy je uśmiercić. Jednostkami, w pewnym sensie uprzywilejowanymi, są psy, koty (na szczęście) i naczelne. Podlegają one oznakowaniu, co ma pozwolić na ich dokładną identyfikację i kontrolę doświadczeń.
Od razu ostrzegam, że ustawa mnie ani was nie dotyczy. Na eksperymenty mogą sobie pozwolić jedynie jednostki uprawnione, jak: szkoły wyższe, instytuty badawcze, placówki PAN lub wytwórnie produktów leczniczych. Aby dostać się na listę, trzeba spełnić rygorystyczne wymagania i uzyskać wpis ministra ds. nauki. Jednakże, nawet po wydaniu odpowiedniej decyzji, każdy eksperyment wymaga kolejnych zezwoleń oraz zgody komisji etycznej.
Pora na ściskający serce obrazek.
Jak to często bywa, praktyka nie zawsze idzie drogą wybrukowaną przepisami. Najczęstszym przewinieniem wydaje się powtórne przeprowadzanie bliźniaczych badań. Ustawa zezwala na eksperyment, pod warunkiem wcześniejszej próby zdobycia potrzebnych danych z międzynarodowych źródeł. Niestety, niektórym naukowcom łatwiej przychodzi "zużyć" dodatkowego szczura, niż porozumieć się z kolegami z zagranicy. Jednak poza tym, sytuacja nie wydaje się najgorsza, a bezprawne znęcanie się przez badaczy nad swoimi pupilami to raczej margines niż reguła.
Jeśli najdzie was ochota na zajrzenie do danych statystycznych, to nie ma większych przeszkód. Jednostki badawcze publikują odpowiednie wykazy, natomiast minister nauki zamieszcza corocznie raport z wykorzystania zwierząt doświadczalnych.
Tutaj, przykładowo trafiłem na przyjazny wykaz zwierząt laboratoryjnych hodowanych w Polsce z roku 2010. Jak w nim widać, przodującymi placówkami naszego kraju, są: Instytut Biologii Doświadczalnej PAN oraz Centrum Onkologii w Warszawie.
Jak zwykle, przy tego typu tekstach, nie mam na celu nikogo uspokajać. Zwyrodnienia się zdarzają i będą zdarzać, bez względu na rygor prawny. W każdym dniu jakiś szczur czy królik podlega testom, często niebezpiecznym. Kontrola tych działań nie zawsze jest możliwa, a przy tym nigdy nie da tyle, ile może przynieść troska i rozsądek samych naukowców.
Literatura:
Mózg może żyć po dekapitacji, czyli po ścięciu głowy, PolskieRadio.pl;
Aleksander Lipiński, Prawne podstawy ochrony środowiska, Warszawa 2010.